Metal Gear Rising – o dobieraniu peruki i tipsów dla cyborga w najbardziej krwawy sposób

mgrr-raiden-and-cut-police-carFejkowa zajawka (albo słabo przykryty trolling) Metal Gear Rising 2 okazała się być katalizatorem przyspieszającym zakup jedynki/oryginału/prequela niedoszłej kontynuacji, a mniej bełkotliwie dość luźnej odnogi w uniwersum Metal Gear Solid.

Pierwsze obcowanie z produktem (po zerwaniu folii) to zaskoczenie w postaci dołączonej instrukcji. Niby detal a cieszy w czasach odzierania ze wszystkiego pudełkowatych wydań. Potem przyszła pora na mięso czyli elektrolity czyli wymiany płynów czyli jak utrzymać cyborga przy życiu. Cięcia (cholera, ja zakładam że piszę w ogóle do ludzi którzy wiedzą o co chodzi), no więc cięcia i cała mechanika operowania kosą wypada znakomicie, stosunkowo łatwo lecz intuicyjnie, przez co wyprowadzane razy wykonują się niemal automatycznie co dla takiego nooba jak ja w rozdziewiczaniu slaszera ma swoją zaletę. Ale to luźny początek i na dawanie dupy przyjdzie jeszcze czas.

Jest szybko, jest dynamicznie, wciąż nie za bardzo wiem co się dzieje na ekranie. Chaos sprawia że nie zawsze nadążam – po gorączkowych i wizualnie absurdalnym marszu po lecących pociskach, a następnie przerzuceniu przez ramię mecha wielkości bloku mieszkalnego, swoim introwertycznym sposobem poszedłem ciąć drzewka. Mechanika swobodnych cieć daje sporo niesamowitej frajdy nie tylko w zakresie piłowania przeciwników na cybernetyczne odpadki, także otoczenie poczęstowane kataną szybko mutuje się w kupę gruzu. Przykład z początku: gdy nieuważnie zamachnąłem się mieczem przypadkiem poszatkowałem stalową konstrukcję schodów i prowadzący do wyjścia most. Modelowanie otoczenia (i robienie sobie kłopotów po drodze) pierwsza klasa. Alternatywą od frenetycznego mordowania były krótkie wstawki stealth polegające na selektywnym i w miarę cichym pozbawianiem życia okutych egzoszkieletem wrogów. Taka odmiana a daję symboliczną namiastkę obcowania z prawdziwym symulatorem ninja choćby w tych krótkich momentach.

Zachłysnęłam się estetyką tej produkcji.  Scustomizowane maszynowe ciała, wytatuowane kody kreskowe, ekstremalne wszczepy noszone niczym ozdoby, nanopasta…cyberpunk pełną gębą.

Sfiletowałem cyborga, nażarłem się jego flaków, miecz po zetknięciu z ciałem napoił komórki cennym paliwem – Rising choć dla mainstreamowej sagi sygnowanej nazwiskiem Kojimy stanowi herezję jest też fantastycznym przykładem pokazania czegoś własnego dalej w ramach tego samego uniwersum, nie tracą specyficznego stylu, choćby w luźnej odmianie.

 

 

Ten wpis został opublikowany w kategorii Ghost in the Shell, Metal Gear Solid i oznaczony tagami , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz